czwartek, 4 sierpnia 2011

ja.

     Charakter, wygląd, pasje, przyzwyczajenia, tryb życia, poglądy czy też gusta to wszystkie składowe naszego "ja", które lubimy, akceptujemy, a w najgorszym przypadku godzimy się z nim. Mało kto decyduję się na zmianę siebie bez nacisku - odrzucam wszystkie przypadki zmian z drastycznych powodów (np. śmierć kogoś bliskiego). Banał, co? Kurwa. W takim razie dlaczego znaczna większość z nas (panowie, bo to głównie do was) poświęci "siebie" dla pracy, towarzystwa, dziewczyny i innych mniej lub bardziej ważnych osób/rzeczy? Warte podkreślenia jest to, że sytuacja dotyczy tak samo zakompleksionych nastolatków, "wożących się" dresiarzy, wykształciuchów czy też normalnych facetów. Robimy to nagminnie nie zwracając uwagi na tak ważne dla nas sprawy jak honor czy godność. Ważne przynajmniej teoretycznie. Przykłady? Z ogromną przyjemnością.
     Zacznę od samego siebie. Jak każdy młody człowiek chciałem podjąć pracę i jak każdy zacząłem od napisania CV i tu pierwszy przykład (mnie osobiście nie dotyczy, ale jest nagminny). Na samym dole tego bardzo ważnego dokumentu znajduję się punkt ZAINTERESOWANIA. Kto z was wpisał 100 % prawdy? Tylko ci co interesują się "fajnymi" rzeczami. Niby taka pierdoła, a już mamy problem z własnym "ja". Wstydzimy się tego jak lubimy spędzać wolny czas i wpisujemy jak każdy, bo modnie: fotografia (fuck, naprawdę można dokupić sam obiektyw WOW), architektura etc. Oczywiście jeszcze jest bezpieczne rozwiązanie: film (- świetny film, a aktor zdecydowanie rola życia. - Widział pan? - jeszcze nie). Może jeden mężczyzna na kilka tysięcy wpisał by oglądanie telewizji, seks, leżenie na kanapie. Jasne to można zrozumieć, bo pracy raczej się nie dostanie, ale np. pisanie wierszy, mimo, że nie jest kontrowersyjne, żaden z nas nie wpiszę choćby to uwielbiał,. Dalej?
    Ciąg dalszy szukania pracy. CV zaakceptowane, zaprosili nas na rozmowę o pracy i teraz trzeba się dobrze zaprezentować.... 

CD w następnym poście, bo się późno zrobiło, a rano do pracy.

     

czwartek, 7 lipca 2011

jagiellonii dziękujemy za emocję w europejskich pucharach. żenada.

     Oglądaliście? Współczuję. Mimo tego, że na polski futbol od dłuższego czasu patrzę bardzo realistycznie bez jakiejkolwiek nuty optymizmu to po dzisiejszym meczu czuję się bardziej zażenowany niż zawsze. Dlaczego? Zacznijmy od początku.
     Polska "Ekstra"klasa wyglądała jak wyglądała. Była za równa, poziom meczy tragiczny, zmęczenie nie wiadomo po czym (30-40 meczy w sezonie to wynik normalny jak nie delikatny na dzisiejsze realia). Generalnie rzecz biorąc oglądanie tego nie było przyjemne. Ograniczyłem się do kilku spotkań w sezonie, "Szybkiej piłce" na TVP2 i lektury "Przeglądu Sportowego".  Po bólach, męczarniach, pocie i łzach 30 długich kolejek dobiegło końca, a to już jest powód do radości. Jak wyglądał końcowy układ tabeli większość osób wie, ewentualnie można sprawdzić na soccerway. Skupmy się na Jadze. Zagrali dobrą rundę jesienną na czym bazowali do końcu sezonu. Skończyło się na czwartym miejscu  i prawem gry w kwalifikacjach do europejskich pucharów, ale tylko dlatego, że Legia wygrała Puchar Polski. Potem był urlop, zgrupowanie, ciężki trening i trzeba znowu grać. Mam wrażenie, że to najsmutniejszy okres w ich życiu. Nadszedł 30 czerwca, czyli czas na pierwszym mecz. Piłkarze Jagiellonii grali u siebie i po męczarniach, meczu nudnym jak flaki z olejem, fatalnej dyspozycji fizycznej zawodników i braku jakiekolwiek gry, pomimo przewagi jednego piłkarza przez ok. 60 minut, wygraliśmy 1:0 przeciwko... Irtyszowi Pawłodar. Pomyślałem - ok, grunt, że wygrana. Minął tydzień. Dzień rewanżu. W meczu nie zmieniło się kompletnie nic. Tempo, gra, zwłaszcza nasza, tak samo piekielnie interesująca. Tylko tym razem Irtysz miał dwie sytuację bramkowe w ciągu 6 minut i 2 razy trafił. Nie potrafiliśmy wyrównać chociaż Plizga miał trzy 100 procentowe sytuacje. W całej tej nędzy naszej gry nie umiemy nawet obronić się skutecznością, a całe piękno futbolu Jagi pokazał strzał Grzyba w 88' minucie. Wolej z powietrza przelatujący 12 metrów obok bramki. Mecz zakończył się wynikiem 2:0. "Nasi" posiedzieli na murawie, popłakali. Tradycja. Jak słyszę, że ktoś nabija się z drużyn typu Irtysz, a kibicuję Legii, Wiśle, Jadze itp to ogarnia mnie pusty śmiech. Nie mamy prawa. Liga kazachstańska składa się z 12 drużyn, zarobki piłkarzy są pewnie 5x (strzelam, pewnie 10x) mniejsze od naszej rodzimej ligi. Bądźmy szczerzy Kazachstan jako kraj jest dalekoooo za nami, a w dzisiejszych czasach gospodarka, finanse boleśnie wiążą się z futbolem. Ponadto my mamy piłkarskie tradycję, a o tym Kazachowie mogą tylko pomarzyć. Największa paranoją jest to, że Irtysz to nie jest klub jakiegoś oligarcha co niszczy ligę co rok. Poprzedni sezon skończyli na 2 miejscu, a w tym po 11-12 kolejkach są na 5 miejscu. Żenada. Rok, dwa lata temu takie wpadki były dla mnie zabawne, ale teraz jako kibic Polski, Polskich drużyn bez względu na to jakie miasto i jaki sport reprezentują czuję się upokorzony. Najgorsze jest w tym to, że za parę dni znowu usiądę przed telewizorem i będę trzymał kciuki za Śląsk wiedząc, że to nierealne. Trzeba przestać się oszukiwać polskiego futbolu klubowego i reprezentacyjnego nie będzie przez najbliższe 10 - 20 lat. Zacznijmy cieszyć się z tego, że w innych dyscyplinach zaczynamy odgrywać, mniejsze lub większe, ale rolę. W piłce tylko statystujemy, a to polskie kibicowanie słabym, fatalnie grającym piłkarzom obnaża tylko naszą chęć świętowania, chęć sukcesu kogoś z "naszych", ale to już temat na inny post.  



     Teraz trochę z innej beczki.
 
 
7 lipca 2006 roku po długiej walce z cukrzycą i rakiem trzustki zmarł najwybitniejszy przedstawiciel psychodelicznego rocka, gitarzysta i wokalista Pink Floyd - Syd Barrett. 
Nie ma sensu pisać informacji o tym artyście. Wszystko można znaleźć w internecie. Dla mnie to smutna rocznica. Świetny muzyk, pasjonujący człowiek z arcyciekawym i depresyjnym życiem. Polecam jego solowe płyty, bo w twórczości Pink Floyd brał udział w tworzeniu tylko trzech pierwszych płyt (trzecia jest koncertowa).




"I don't think I'm easy to talk about. I've got a very irregular head. And I'm not anything that you think I am anyway."
Syd Barret

środa, 6 lipca 2011

pierwszy post.

      Imię: Kuba, nazwisko zupełnie nieistotne, wiek: 20 lat. To tyle w kwestii przedstawienia się. Jestem kolejną anonimową osobą w społeczności internetowej próbującą przyciągnąć was, mam nadzieję przyszłych czytelników i stałych bywalców, do czytania tego bloga. Targetem jesteście wy, my panowie. Oczywiście kobiety też znajdą coś dla siebie. Postaram się w luźny, "rozrywkowy", zabawny czasami cyniczny sposób opisywać, komentować, recenzować wszystko co mi wpadnie w ucho, oczy, ręce. Odpowiadając z góry na pytania i złośliwe komentarze "jakim prawem to robię?". Jestem człowiekiem, mieszkam w wolnym kraju i to zdecydowanie wystarczy. Nie chcę precyzować dziedzin. Interesuję mnie wiele sfer życia. O jednych mam większe, o drugich mniejsze pojęcie. Będę starał się na bieżąco informować jak bardzo moja opinia jest fachowa, obiektywna, subiektywna czy też zwyczajnie wredna. Gustów na początku nie ujawniam. Wyjdą w postach. Nie narzucam sobie jak często będę zamieszczał posty. Kwestia tego jak ciekawy będzie "świat". Jedyne co mogę obiecać to regularne recenzję, opisy klasyków różnych płaszczyzn kultury, czyli książki, filmy, płyty, gry, które powinny znaleźć się na każdej półce.
     Do przyszłych czytelników mam ogromną prośbę - komentujcie. Nie zgadzajcie się ze mną, kłóćcie. Niech coś się dzieję! W ramach rozwoju bloga postaram się dorzucić jakieś ankiety, sondaże czy też shoutbox.
     Mam nadzieję, że to nie będzie kolejny blog, który zgaśnie po kilku postach.

 

"Będę tak prawdziwy jak, kurwa, lubię! To jest moje zasrane życie!"
Eddie Vedder